Lillianne |
ślusarz |
|
|
Dołączył: 09 Paź 2005 |
Posty: 302 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: ze świata ULS (PSG)//Wieś |
|
|
|
|
|
|
pisane na potrzeby gazetki szkolnej, stąd też może nie najwyższe loty...
Z UCZUCIEM, PROSZĘ PAŃSTWA!
Mając na uwadze niedawne święto „Walenia Tynków”, jak powiedział jeden z moich ulubionych prezenterów telewizyjnych, postanowiłam zebrać się w sobie i napisać parę słów na temat powszechnie znany i lubiany- miłość. Może to w związku z wyżej wspomnianym świętem na motyw serduszek ostatnimi czasy reaguję niemal alergicznie. Moim skromnym zdaniem kopiowanie zachodniego stylu życia wraz z przyległościami pod tytułem Halloween, czy też te nieszczęsne Walentynki (zaczynam się zastanawiać, jak wiele wspólnego ma jedno z drugim?) wydaje się być kompletnie nietrafione. Bo skoro taki chłopina w młodym wieku kocha równie młode dziewczę, to chyba powinien ją kochać trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku, a nie tylko przez te dwadzieścia cztery godziny. A prezenty dawane na dowód „płomiennego uczucia” zahaczają o kategorię absurdu, sprowadzającego miłość do wszechobecnego ostatnio materializmu. Idę o zakład, że gdyby hipotetyczny Kowalski zaproponował podobnież hipotetycznej pannie Nowak przejażdżkę nowym modelem mercedesa i w trakcie tejże przejażdżki rzucił od niechcenia: „Może się hajtniemy, co, baby?”, ona odparłaby: „Spoko, ziom! Byłoby colo!”. I tyle. Drodzy państwo, wyszłaby za niego nawet gdyby wcześniej żywiła do niego tyleż uczuć, co do szafy dębowej (nie uwłaczając szafie). Dlaczego? Już śpieszę z tłumaczeniem tego fenomenu. Otóż miałaby czym pochwalić się przed przyjaciółkami. Niechby jeszcze ten Kowalski był przystojny, zrobiłaby dla niego wszystko (i, oczywiście, niech no ona byłaby ładna, niekoniecznie inteligentna, a mielibyśmy miłość płomienną i obustronną). Dla zobrazowania sytuacji przytoczę przykład:
- Ten twój nowy chłopak- zaczyna rozmowę z przyjaciółką Iksińska- jest po prostu obrzydliwy! Nie rozumiem, jak możesz chodzić z kimś takim!
- A widziałaś jego kaloryfer?
- Nie.
-To [w tym momencie pada słowo absolutnie nienadające się do przytoczenia]!
Sytuacja nie jest wzięta z żadnego kiepskiego serialu dla amerykańskich nastolatek. Zdarzyło się to naprawdę, o czym może zaświadczyć mój dobry kolega, który wspomnianą sytuację mi opowiedział. Nie powiem, żeby taki dialog dobrze świadczył o poziomie umysłowym jego uczestniczek. Ale skoro średni iloraz inteligencji w naszym kraju wynosi dziewięćdziesiąt z kawałkiem, nie mam więcej pytań.
Ach, gdzież te piękne czasy, kiedy mężczyzna z bukietem róż w dłoni klękał przed wybranką swego serca i prosił ją o rękę? Wiem, wiem, czasy się zmieniają, mamy XXI wiek, ale uważam tę tradycję za wzór postępowania z przedstawicielkami płci pięknej. Co nie oznacza, iż nie dopuszcza, sytuacji zupełnie odwrotnej. Równouprawnienie jest ostatnio na czasie, wobec czego bynajmniej nie byłoby wulgaryzmem, gdyby to ona zaproponowała trwały, formalny związek. Podobną sytuację dopuszczała już literatura z początku XX wieku, więc można zrobić to tym bardziej obecnie. Ale pod jednym warunkiem: musi być uczucie. Bez tego ani rusz. Możemy ominąć kwiatki, czekoladki, nawet pierścionek zaręczynowy, lecz miłość to absolutna podstawa do zawarcia jakiegokolwiek związku. Nawiązanie do tradycji mile widziane, choć też bez przesady. Gdyby w dzisiejszych czasach miłość opierała się głównie na ideologii Romea i Julii, znacznie wzrosłaby i tak już spora liczba zgonów. I wiadomo też, że nie każdy jest tradycjonalistą i romantykiem. Tutaj trzeba oddać honor ludziom nowoczesnym, prekursorom miłości XXI wieku. Nie ma jednego, uniwersalnego sposobu na wyrażanie uczuć i z tym należy się, niestety, pogodzić. Lecz nie oznacza to, że miłość staje się tylko dodatkiem do małżeństw i związków na tak zwaną „kocią łapę”. Trzeba dbać o to, by w zabieganym świecie trzeciego tysiąclecia znalazło się miejsce na banalne słowa, które nie będą jednak tylko pustym sloganem. Bo kto umiałby wyobrazić sobie życie bez miłości? |
|