|
| /Hellracer/ prolog, część II |
|
|
Wysłany: Pią 12:04, 04 Sie 2006 |
|
|
Lillianne |
ślusarz |
|
|
Dołączył: 09 Paź 2005 |
Posty: 302 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: ze świata ULS (PSG)//Wieś |
|
|
|
|
|
|
~~*Prolog*~~
(...)
Zapukała delikatnie, niepewnie.
Cisza. Za drzwiami nawet nikt się nie poruszył. Znów spojrzała do tyłu. Tam także nie było nikogo. "O co tutaj chodzi?"
Zapukała po raz drugi. Początkowo zdawało jej się, że i tym razem będzie skazana na tę upiorną ciszę i mrok, który coraz bardziej ją przerażał. Jednak po jakichś dwóch minutach za drzwiami dało się słyszeć kroki. Wreszcie tuż przed nią pojawiła się postać wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny o rudych włosach i zaroście. Ukłoniła się sztywno.
- Wzywał mnie pan, więc jestem.
Nie odpowiedział jej, lecz gestem zaprosił do środka. Pokonując paraliżujący strach, weszła. Wewnątrz panował półmrok- jedynym źródłem światła była niewielka lampka, stojąca na rzeźbionym biurku. Po obu stronach tegoż mebla stały krzesła. Na ścianie naprzeciwko wejścia wisiał misternie wykonany gobelin, przedstawiający długą łódź wikingów. Więcej nie była w stanie dostrzec. Spuściła wzrok- podłogę pokrywała szkarłatna wykładzina.
Nagle cały pokój wypełniło światło, ostre, lecz do złudzenia przypominające to dzienne. Odwróciła się i dostrzegła, że włącznik został naciśnięty przez niską brunetkę o ciemnej karnacji, stojącą obok rudowłosego. Uśmiechnęła się niepewnie i wiedząc już, co powinna zrobić- usiadła na krześle. Mężczyzna zostawił swą towarzyszkę i usiadł naprzeciwko, wyłączając wcześniej lampkę na biurku. Brunetka znikła równie szybko jak się pojawiła, zamykając za sobą drzwi. Dopiero teraz rudowłosy odezwał się, a jego donośny głos wypełnił niewielkie pomieszczenie:
- Na drugi raz wolałbym, żebyś nie pozbywała się swojego szofera. To bardzo nieelegancko… A poza tym- ślady krwi na tapicerce niełatwo doczyścić.- Słysząc to, młoda kobieta zasłoniła sobie usta, a jej oczy wyrażały zdumienie i przerażenie jednocześnie. Po chwili była zdolna się odezwać:
- Skąd pan…?
Nie dał jej dokończyć:
- Nieistotne. Nie rób tak więcej, po prostu. Wierzę w twój zdrowy rozsądek…
- Przepraszam- wymamrotała, wbijając wzrok w podłogę. Jakby jej nie dosłyszał.
- Przykro mi to mówić, ale ostatnio bardzo się na tobie zawiodłem. Znikłaś, nawet o tym nie informując, a wszystkie twoje obowiązki musieli przyjąć inni. Cieszę się, że teraz wreszcie odpowiedziałaś na moje wezwanie. Oczywiście, nie posądzam cię o próbę rezygnacji- dobrze wiem, że cały czas byłaś wierna mi i Zgromadzeniu. Jednak musisz w jakiś sposób naprawić swoje błędy- a bynajmniej nie robisz tego, strzelając do Bogu ducha winnego taksówkarza. Lekkomyślność, moja droga. Nie mogę powiedzieć, żebym to pochwalał. Do rzeczy jednak! Mam arcyważną sprawę, w której możesz mi pomóc…- w tym momencie zawiesił na chwilę głos, zapewne w celu spotęgowania nastroju grozy- Otóż chodzi o znanego ci zapewne Alexandra Bjaanda, przyjaciela naszej drogiej- zaśmiał się szyderczo- Anabelli. Wiesz dobrze, że dzięki „wspaniałej” Anie ten nieszczęsny żużlowiec, który w innym wypadku niewiele by nas obchodził, wie o nas dużo za dużo. Jakby tego było mało, w perfidny sposób pozbawił nas czołowej agentki. W związku z tym, wedle zasady: oko za oko, ząb za ząb, my dobierzemy mu się do skóry. Obserwowałem go trochę; ma talent do żużla. Szkoda, że nie będzie miał okazji zaprezentować go światu…- urwał, z uśmiechem wyrażającym drwinę i politowanie. Milczała, nie chcąc mu w żaden sposób przerywać. W końcu wystarczająco już narozrabiała.
- Pewnie ciekawi cię, jaka będzie twoja rola w tym przedstawieniu? Cóż, nie zasłużyłaś sobie na bycie wykonawcą tej misji. Od tego mamy kogoś innego- a nawet dwóch takich. Informator też już się znalazł. Rzecz polega na tym, że cała trójka to znakomici agenci i byłby beznadziejnym taktykiem, wysyłając ich do wykonania zadania bez „drugiej linii”, która stanowiłaby swoistą ochronę. I tym właśnie się zajmiesz. Policja odczepi się od sprawy, kiedy znajdzie mordercę- i naprawdę nie będzie ich obchodziło, czy ten morderca autentycznie jest winny. Skoro się przyzna… Załatwimy ci dobrego adwokata, może uda się zdobyć i dowód niepoczytalności- o to możesz być spokojna…- nie dane mu było dokończyć. Zerwała się z krzesła i kurczowo ściskając torebkę wykrzyknęła:
- Mam robić za kozła ofiarnego?! Przenigdy!- chciała wybiec z pokoju, ale chwycił ją za nadgarstek. Próbowała się wyrwać. Wstał i nadal trzymając w żelaznym uścisku, drugą ręką uderzył ją w twarz. Skuliła się, posłusznie siadając z powrotem.
- Natychmiast się uspokój!- syknął.- Nie obchodzi mnie, co byś chciała robić- tak się składa, że to nie ty tutaj decydujesz… Uważaj, bo kiedyś możesz gorzko pożałować robienia scen.
Podniosła głowę. Popatrzyła na niego, a w jej oczach czaiły się łzy. Wiedziała, że to nic nie da, ale mimo wszystko pokornym tonem zaczęła:
- Błagam pana, ja naprawdę nie chcę…
- Milcz!- przerwał jej.- Już ci mówiłem- nie obchodzi mnie, co chcesz, a czego nie. To nie była propozycja, tylko informacja, co teraz będziesz robić. Nie patrz tak na mnie! Nie zmienię decyzji… Chcesz coś powiedzieć? No dobrze, słucham, może wreszcie powiesz coś, co się przyda…
Odrzuciła do tyłu ciemnobrązowe włosy i starając się panować nad głosem, powoli i dobitnie oświadczyła:
- Jeszcze nieraz mogę się panu przydać, proszę mi uwierzyć.- Chciało jej się płakać, ale uparcie kontynuowała: - Zrobię dla pana wszystko. Przecież chciał pan, żebym skończyła te studia, czyż nie? Będąc w więzieniu, raczej nie zrobię niczego pożytecznego dla Zgromadzenia. Czyż nie lepiej użyć jako „drugiej linii” kogoś, kto nie będzie miał pojęcia o prawdziwej istocie sprawy? Wie pan, drobny fortel, jako pretekstem posłużyć się „…Magazine”. To chyba dobry pomysł, prawda?
Przygryzł wargę.
- Może i dobry- stwierdził po chwili- ale to musiałby być dziennikarz, i to w dodatku naiwny dziennikarz. Ktoś, kto nie pojmie, o co chodzi. Do akcji pozostało niewiele czasu- nikogo takiego nie uda się znaleźć do tego czasu, to niemożliwe. Rozumiem, że nie uśmiecha ci się spędzenie najpiękniejszych lat życia za kratkami, ale myślmy realnie…
- Ależ ja myślę realnie!- zaperzyła się natychmiast. Zaraz jednak spokorniała i cichszym głosem dodała:- Znam kogoś, kto idealnie by się nadawał… |
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|