Lillianne |
Wysłany: Wto 14:18, 02 Maj 2006 Temat postu: /Królewskie trzy-cztery/prolog |
|
Prolog
Przed luksusową willą na Kongens Gate 34 zatrzymała się zakapturzona postać. Jej twarz spowijał mrok, na światło latarni wystawiony był tylko kawałek długiego, upiornie czarnego (a może to tylko noc potęgowała tę czerń?) płaszcza. Spod zwałów materiału wysunęła się dłoń. Z pewnością należała do kobiety. Długie, szczupłe palce, zakończone elegancko opiłowanymi paznokciami zatrzymały się na chwilę w powietrzu, zupełnie jakby postać wahała się, czy zadzwonić do drzwi. W końcu zdecydowanym ruchem ręki przycisnęła staroświecki dzwonek. Gdzieś w głębi domu odezwał się metaliczny dźwięk, przeciągły i świdrujący w uszach. Zdawało się, że wciąż go słychać, mimo iż jego echo już dawno przebrzmiało. Zakapturzona postać stała na schodach, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. Wreszcie drewniane drzwi uchyliły się i wyjrzała zza nich sylwetka przysadzistej kobiety. Pomimo późnej pory była elegancko ubrana, a na twarzy miała nałożony ostry makijaż. Nawet w mroku łatwo można było dostrzec, że ma płomiennie rude włosy.
- Słucham?- odezwała się życzliwie. Widać było, że niezbyt dobrze orientuje się, jak też powinna się zwracać do postaci w kapturze.
-Dobry wieczór- krótko, treściwie i, co najważniejsze, grzecznie.- Czy zastałam pana Bergera?- postać jednym ruchem odrzuciła do tyłu kaptur i oczom zdumionej kobiety ukazała się młoda, długowłosa dziewczyna. W pierwszej chwili domowniczka nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Gdy minęło zaskoczenie, krzyknęła w głąb eleganckiego, wypełnionego antykami mieszkania:
-Olaf! Jakaś pani do ciebie!
Kapturnica usłyszała stukot. Zapewne Olaf schodził po schodach. Po chwili w drzwiach ukazała się najpierw jego gęsta, ruda broda, a potem i cała postać. Był wysokim mężczyzną w sile wieku.
- Witaj, Ano!- stanął, przypatrując się dziewczynie. Przez dłuższy moment taksował ją przenikliwym spojrzeniem srebrzystych oczu, co jakiś czas szczególną uwagę poświęcając jej twarzy, jak gdyby zastanawiał się, czy to na pewno ona miała zawitać do jego domu w Oslo w ten chłodny, marcowy wieczór.
Milczenie przerwała rudowłosa kobieta, energicznie chwytając torebkę z komody w przedpokoju:
-To ja już pójdę... Nie czekaj na mnie, Olafie, wrócę późno!- w jej głosie pobrzmiewała nutka rozbawienia.
-Dobrze, Silvio, idź- odezwał się Olaf matowym głosem. Na jego twarzy nic się nie zmieniło. Nadal wyrażała kamienny spokój.
Kobieta rozminęła się w drzwiach z dziewczyną w czarnym płaszczu i szybkim krokiem podążyła w kierunku garażu. Po jakiejś minucie dało się słyszeć warkot silnika, a na podjeździe ukazało się srebrzyste (przynajmniej takie zdawało się w świetle latarni) volvo. Dopiero, gdy znikło za zakrętem, Olaf gestem dłoni zaprosił dziewczynę do mieszkania. Weszła, rozglądając się niepewnie. Jej zdaniem, a znała się na tym, willa urządzona była w doskonałym stylu. Wszystkie elementy idealnie ze sobą współgrały. Nawet telewizor ustawiony był tak, by „nie gryzł się” z kominkiem, stojącym w przeciwległym rogu największego pokoju. Zwisająca z sufitu czerwona lampa dawała dziwne, nieco słabe, ale przyjemne światło. Olaf zaprowadził ją do pomieszczenia, które Ana, po krótkim rozeznaniu, uznała za jadalnię. Przy długim, drewnianym stole ustawione było (szybko policzyła) osiemnaście krzeseł obitych atłasem. Nad nim wisiał żyrandol z autentycznych kryształów. W rogu pokoju wciśnięty był niewielki kredensik. Za jego szklaną szybką połyskiwały kieliszki. Olbrzymie okno niemal w całości przesłaniały ciężkie, czerwone kotary. Jedynie z jego lewej
strony widać było kawałek nieba, zasnutego przez ciemne chmury. Nawet księżyc dziś nie świecił. Tworzyło to nieco upiorną atmosferę, która w najmniejszym stopniu nie przeszkadzała jednak Anie. Wręcz przeciwnie. Dziewczyna lubiła takie klimaty. Teraz też nie była ani trochę wystraszona. Może tylko odrobinę zaniepokojona.
- Kiedy mnie pan wzywał, mówił pan, że to ważne zlecenie- odezwała się, obserwując Olafa Bergera kątem oka.- Nie chcę zabierać panu czasu...
- Tak- zamyślił się.- Usiądź- wskazał jej krzesło. Grzecznie spełniła polecenie. Nagle w jej głowie zapanował całkowity zamęt. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że pan Berger nigdy nie wzywa pracowników do swego domu. Więcej- większość z nich nie zna nawet jego prawdziwego imienia i nazwiska. O co więc tu chodzi?
- Jak wiesz, jesteś jedną z moich najlepszych i najbardziej zaufanych agentek. Gdyby tak nie było, zapewne nie zapraszałbym cię tutaj. A być może nie dałbym ci nawet tej misji. Jest ona szczególnie trudna, głównie ze względu na to, że nie wiadomo, gdzie na chwilę obecną przebywa obiekt twoich działań- Ana wzdrygnęła się. Wiedziała, że pan Berger słowa „obiekt” używa na określenie ofiary. Czyli znowu będzie musiała zabijać. A tak bardzo nie chciała kolejnej takiej misji...- Dobrze, to było ogólnie. Teraz konkrety. Otóż, jak zapewne pamiętasz, kilka tygodni temu w Paryżu mieliśmy dość...- zawahał się chwilę- ...nieprzyjemną akcję. Akcja oczywiście powiodła się, głównie dzięki odwadze Claudii...Choć sądzę, że gdybyś była na jej miejscu, poradziłabyś sobie jeszcze lepiej...No, dość tych pochwał!- stwierdził zdecydowanie, widząc, że na policzki Any wstępują rumieńce dumy.- Do rzeczy! Akcja powiodła się, ale, niestety, był świadek. Dowiedziałem się o tym przed godziną. Od razu zdecydowałem, że świadkiem zajmiesz się właśnie ty. Jest to niejaka Dagmar Bjaand, szesnastoletnia Dunka. Moi agenci w Danii oraz w Paryżu zbierają o niej informacje. Wiem już, w jakim paryskim hotelu mieszkała, i być może mieszka nadal, mam też jej zdjęcie- wyciągnął z kieszeni fotografię przedstawiającą szczupłą dziewczynę o jasnoblond włosach i niebieskich oczach. Miała na sobie czerwoną sukienkę do kolan i czerwone klapki ("Ma gust!", oceniła w myślach Ana).- Jutro powinienem dostać adres jej mieszkania. Natychmiast cię o tym poinformuję. Przypuszczam, że powinnaś wyruszyć w przyszły poniedziałek rano. Nie możemy tracić ani chwili. Póki co dziewczyna trzyma język za zębami, przypuszczam, że to z powodu szoku; nie wiadomo jednak, jak długo taki stan rzeczy potrwa. Skontaktuję się z tobą. Wiem, że tego nie chcesz- powiedział nieco łagodniejszym tonem, widząc smutną minę Any- ale czas, by agentka Anabella wróciła do akcji!- ton jego głosu nie pozostawiał żadnych wątpliwości: to nie była oferta, tylko rozkaz. Wstała z krzesła. Szybkim krokiem oddaliła się w kierunku drzwi.
- Jutro. W głównym biurze - głos Olafa Bergera dogonił ją na schodach. Zarzuciła kaptur na czarne włosy i ruszyła przez ciemność nocy. Po głowie uparcie błąkała jej się jedna myśl. Bjaand- skądś znała to nazwisko. Było to o tyle dziwne, że nie znała osobiście żadnych Duńczyków. Mimo to kojarzyła, że gdzieś… kiedyś... „Ale to już teraz nieważne", pomyślała. ”Przyjęłam zlecenie. Znów muszę zabijać” Sama nie zauważyła, kiedy po jej twarzy pociekły łzy. |
|