|
- jak to możliwe? nie, to jakiś koszmar... och... - myśli nieskładnie tłukły się w głowie. głęboko wciągnęła wilgotne, nadrzeczne powietrze.
- tak, to na pewno jakiś koszmar i ja zaraz z pewnością się obudze. - drżącą ręką podniosła paszport.
jednak sen nie chciał się skończyć. nazwisko kobiety w grochy, jak w pierwszej chwili pomyslała o niej Anna, było nazwiskiem znienawidzonej dyrektorki z sierocińca. tej, która w odległą już, zimową noc wyrzuciła przez okno pudło z papierami na temat jej rodziców. jedynymi, które mogły pomóc jej zrozumieć kim tak naprawdę jest. było nazwiskiem kobiety, która stała się ucieleśnieniem i symbolem zła, krzykiem krzywdzonych dzieci, senną marą powracajacą w chwilach strachu i bólu.
- to niemożliwe, niemożliwe, niemożliwe - Anna powtarzała tę mantrę, jakby wierzyła, że może to pomóc - niemożliwe. przecież to było 25 lat temu. przecież ona nie żyje, nie żyje, nie żyje.
/chyba się rozpisałam trochę... ]:-> / |
|
|
|